Archiwum 13 lutego 2011


lut 13 2011 wieczór
Komentarze: 0

Wróciłam z miasteczka z radosnym nastawieniem. Tak mi tu dobrze...Rozkrzyczani handlarze na targowisku, tęczowe barwy warzyw i owoców, stragany pełne smaków i zapachów...

Nie zapomniałam o gościu, który obiecał wrócić..Kilka minut dla siebie, dobry makijaż, sukienka..W lustrze uśmiechała się do mnie kobieta, jeszcze całkiem , całkiem choć wiedziałam , że nie młoda i że po przejściach..

-Przyprowadziłem Luisa-dwóch czarujacych brunetów w różowych koszulach, trzymając się za ręce próbowało przedostać się do wnętrza mojego domu. Ale ja nie mogłam oderwać od nich wzroku.Stałam jak kamień .

-Masz coś przeciwko?-spojrzeli na mnie ze zrozumieniem. -Jeżeli nie masz czasu, czy chęci..

Cóż...Usiedliśmy przy stole. 

Mark szczebiotał cały czas, gładził przyjaciela po włosach, sączył razem ze mną wino, był gospodarzem wieczoru.

-Upiekłem ciasto- prawda , ze pyszne??- nie mogłam zaprzeczyć. Słodka szarlotka na kruchym cieście z orzechową nutą, polana gorzką czekoladą i ozdobiona marcepanem okazała się być balsamem dla mojej sponiewieranej duszy..

Czego oczekiwałam..Głupia jestem.. Nie przyjechałam by flirtować, by kokietować, uwodzić..Dosyć rozczarowań, błędów, upokorzeń...

Uśmiechnęłam się .-Dobrze , że przyszliście . Trzeba znać sąsiadów, nigdy nie wiadomo kiedy będą potrzebni

-I nie można zamykać się w domu, w samotności-dodał Luis.

Wypiliśmy  dwie butelki wina, jednego szmpana i spróbowaliśmy likieru, jaki ukrył się w w barku za niedopitą szkocką. Zrobiło się bardzo późno, i niechcący zaczęłam ziewać..

Mark wyczuł, że pora już na mnie, ale spowaźniał i rozsiadł się wygodniej jakby wcale nie zamierzał wyjść.

-Przed śmiercią Anton poprosił mnie na rozmowę-zaczął-wiesz,właściciel, ten co zbudował dom,

Przyszedłem do niego, i choć powinien być w szpitalu, nie zgodził się na leczenie...Fantastyczny człowiek, taki mądry, szlachetny..Luis wzruszył się i sięgnął po chusteczkę.

Żył sam?- spytałam, ale Mark nie zwrócił na to uwagi..

-Masz takie gęste włosy Emmo....i takie piękne dłonie...

Nie dowiedziałam się , co to miało znaczyć bo Luis przerwał rozmowę łkając tak głośno, jakby opłakiwał kogoś mu bardzo bliskiego, i powstało zamieszanie , które zupełnie zmieniło jakość spotkania..Moi nowo poznani przyjaciele pożegnali mnie czule...

Przekręciłam klucz w kłódce. oparłam się o lodowatą , kamienną ścianę. Byłam pijana. W uszach dźwięczał drwiący śmiech mojego byłego męża...Wspomnienia to pułapki- śpiewała Maryla- i nie myliła się...

Czy kiedykolwiek dowiem się prawdy? Czy uspokoję siebie samą, tam w środku? Co jest prawdą , co tylko wymysłem zakochanej kobiety?.. Dlaczego nie ma prostych rozwiązań??....

Dlaczego Mark mówił o włosach..o dłoniach..Luis płakał jak dziecko...Muszę się położyć..Jutro jest lepsze...

 

lut 13 2011 Gęste włosy, piękne dłonie...
Komentarze: 0

  Czyżby ktoś dobijał się do drzwi?- nie zdąrzyłam jeszcze otworzyć oczu, która godzina?? Pukanie nasiliło się, wyskoczyłam z łóżka.

Czemu nie spojrzałam w lustro, zanim przekręciłam w kłódce klucz? Czemu nie włożyłam seksownego szlafroka, tylko tę starą flanelową koszulę? i dlaczego nie nie mam na sobie majtek??!!

-Przyszedłem sie przywitać...ale widzę, że nie w porę...

Nigdy nie widziałam pięknego mężczyzny o poranku z ciastem w ręku , butelką szampana i bukietem polnych kwiatów. Przetarłam oczy..sen...to zapewne sen..

-Zostawię to u ciebie, wpadnę może po robocie??

Nie odpowiedziałam. Zamknełąm oczy. Ale nic sie nie zmieniło...

To cudowne zjawisko patrzyło na mnie z uśmiechem, poczym położyło prezenty  na słomianej wycieraczce i oddaliło się w nieznanym mi kierunku...

Pierwsza kawa w nowym domu..Bardzo dobra kawa , w pięknej , jedynej jaką znalazłam filiżance..Taka kobieca -pomyślałam. Krucha , delikatna porcelana w kolorze starego różu, przydymiona lekko przy krawędzi , zdawała się mówić do mnie, jakby wpadła na chwilę by opowiedzieć miejscowe ploteczki. Rozejrzałam się uważnie wokół. Ogromny stół,  na grubo ciosanych nogach, wygodne fotele  nabyte pewnie w różnych miejscach, i zupełnie innym czasie tworzyły dość eklektyczny, ale niezmiernie przyjazny kąt jadalny.  Jak u Mickiewicza brama na oścież otwarta, tak tu miejsce do wypoczynku i posiłku zapraszało gości i tworzyło ciepły, radosny klimat.  Dość już skóropodobnych identycznych mebli bez duszy,  ubogich w faktury i kolory przestrzeni do jakich przywykłam w nowobogackich wnętrzach moich znajomych. Czuję, że odzyskam spokój..że odnajdę moje zagubione jestestwo....że znów zacznę żyć...

W szufladzie pod blatem stołu znalazłam stos zapisanych ręcznie kartek..pożółkłe , zmięte , zabrudzone, niektóre polane kawą, inne przetarte śliwkowym dżemem ...

".....białe zasłony kłaniały się zawstydzone....widziały i słyszały..nie potrafiły kłamać...'.....'...tłuczonego szkła o poranku...''...'' pozmywała , i po cichu wymknęła się..''

Hmm, czy to fragmenty listów, powieści?? nie wiem...wieczorem poszperam w internecie, mam nadzieję, że wybiorę sie wreszcie do miasta...kupię ładowarkę, załatwię kilka spraw bez których nie ruszę z miejsca..A dzieci...Hania ma 14 lat, Norbi 16...Czy znajdą tu dla siebie miejsce...czy będą chciały pozostać z tatą?? Sandra jest już dorosła, nie zamieszka ze mną napewno..

Otarłam jedną małą łzę....