Komentarze: 0
Wróciłam z miasteczka z radosnym nastawieniem. Tak mi tu dobrze...Rozkrzyczani handlarze na targowisku, tęczowe barwy warzyw i owoców, stragany pełne smaków i zapachów...
Nie zapomniałam o gościu, który obiecał wrócić..Kilka minut dla siebie, dobry makijaż, sukienka..W lustrze uśmiechała się do mnie kobieta, jeszcze całkiem , całkiem choć wiedziałam , że nie młoda i że po przejściach..
-Przyprowadziłem Luisa-dwóch czarujacych brunetów w różowych koszulach, trzymając się za ręce próbowało przedostać się do wnętrza mojego domu. Ale ja nie mogłam oderwać od nich wzroku.Stałam jak kamień .
-Masz coś przeciwko?-spojrzeli na mnie ze zrozumieniem. -Jeżeli nie masz czasu, czy chęci..
Cóż...Usiedliśmy przy stole.
Mark szczebiotał cały czas, gładził przyjaciela po włosach, sączył razem ze mną wino, był gospodarzem wieczoru.
-Upiekłem ciasto- prawda , ze pyszne??- nie mogłam zaprzeczyć. Słodka szarlotka na kruchym cieście z orzechową nutą, polana gorzką czekoladą i ozdobiona marcepanem okazała się być balsamem dla mojej sponiewieranej duszy..
Czego oczekiwałam..Głupia jestem.. Nie przyjechałam by flirtować, by kokietować, uwodzić..Dosyć rozczarowań, błędów, upokorzeń...
Uśmiechnęłam się .-Dobrze , że przyszliście . Trzeba znać sąsiadów, nigdy nie wiadomo kiedy będą potrzebni
-I nie można zamykać się w domu, w samotności-dodał Luis.
Wypiliśmy dwie butelki wina, jednego szmpana i spróbowaliśmy likieru, jaki ukrył się w w barku za niedopitą szkocką. Zrobiło się bardzo późno, i niechcący zaczęłam ziewać..
Mark wyczuł, że pora już na mnie, ale spowaźniał i rozsiadł się wygodniej jakby wcale nie zamierzał wyjść.
-Przed śmiercią Anton poprosił mnie na rozmowę-zaczął-wiesz,właściciel, ten co zbudował dom,
Przyszedłem do niego, i choć powinien być w szpitalu, nie zgodził się na leczenie...Fantastyczny człowiek, taki mądry, szlachetny..Luis wzruszył się i sięgnął po chusteczkę.
Żył sam?- spytałam, ale Mark nie zwrócił na to uwagi..
-Masz takie gęste włosy Emmo....i takie piękne dłonie...
Nie dowiedziałam się , co to miało znaczyć bo Luis przerwał rozmowę łkając tak głośno, jakby opłakiwał kogoś mu bardzo bliskiego, i powstało zamieszanie , które zupełnie zmieniło jakość spotkania..Moi nowo poznani przyjaciele pożegnali mnie czule...
Przekręciłam klucz w kłódce. oparłam się o lodowatą , kamienną ścianę. Byłam pijana. W uszach dźwięczał drwiący śmiech mojego byłego męża...Wspomnienia to pułapki- śpiewała Maryla- i nie myliła się...
Czy kiedykolwiek dowiem się prawdy? Czy uspokoję siebie samą, tam w środku? Co jest prawdą , co tylko wymysłem zakochanej kobiety?.. Dlaczego nie ma prostych rozwiązań??....
Dlaczego Mark mówił o włosach..o dłoniach..Luis płakał jak dziecko...Muszę się położyć..Jutro jest lepsze...